Rembrandt w Gniewkowie
Słów kilka o wystawie
Drodzy Państwo, ogromne zainteresowanie wystawą grafik Rembrandta nie powinno być dla nas zaskoczeniem, ale jednak trochę jest.
To dzięki Wam promocja tego wydarzenia przybrała niepojmowalne dla nas zasięgi.
Chcemy uchylić kolejnego rąbka tajemnicy wystawy, której patronują:
Mikołaj Bogdanowicz - Wojewoda Kujawsko-Pomorski,
Piotr Całbecki - Marszałek Województwa Kujawsko-Pomorskiego,
Adam Straszyński - Burmistrz Gniewkowa,
dr hab. Joanna Kucharzewska, prof. UMK - Dziekan Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu,
TVP Kultura,
TVP3 Bydgoszcz,
Polskie Radio PiK.
10 lat temu te prace Rembrandta były wystawiane w Centrum Kultury Zamek we Wrocławiu. Wówczas Bogdan Widera podjął się recenzji tej wystawy. Publikujemy ją, korzystając z tekstu źródłowego (http://kulturownia.pl/artykul/index/id/1371).
Bogdan Widera: Rembrandt Van Rijn akwaforty
Nawet osoby kompletnie niezainteresowane sztuka wiedzą, że Rembrandt "wielkim malarzem był" i z reprodukcji znają przynajmniej Lekcję anatomii doktora Tulpa czy Straż nocną. Rembrandt-grafik jest już znany o wiele mniej, dobrze więc, że bogata kolekcja jego akwafort została sprowadzona na wystawę.
Od razu trzeba powiedzieć, że pokazanych na wystawie prac nie odbijał osobiście ani mistrz, ani jego uczniowie. Odbitki powstały ponad 200 lat później i zawdzięczamy je genialnemu rytownikowi francuskiemu, Armandowi Durandowi. To do niego bowiem zwrócił się Georges Duplessis, dyrektor francuskiej Biblioteki Narodowej przy Luwrze i konserwator paryskiego Cabinet des Estampes (Gabinetu Rycin), któremu w 1864 Roku rząd Francuski zlecił uratowanie przed zniszczeniem ( zawierający kwas papier oryginałów się rozpadał) grafik Rembrandta, a także zakonserwowanie istniejących płyt miedzianych oraz odtworzenie (na podstawie oryginalnych odbitek) tych płyt, które przepadły. Warto przy okazji wspomnieć o tej technologii, dzięki której graficzny dorobek genialnego artysty został ocalony. Płytkę odtwarzano przez naświetlanie odbitki "z epoki" lampa łukową, co trwało około sześć tygodni, za odwzorowane na metalu wgłębienia zgadzały się z oryginalnymi co do jednej tysięcznej (!) milimetra. Taka precyzja w epoce przedkomputerowej napełnia człowieka szacunkiem dla kunsztu dziewiętnastowiecznych specjalistów. Do odtwarzania i odrestaurowania płyt używano materiałów najwyższej jakości ( m.in. srebra, amalgamatu, stali, rtęci i miedzi). Po zakończeniu prac nad grafikami Rembrandta państwo francuskie zakazało produkcji takich płyt, bo dzięki tej metodzie można było z powodzeniem drukować także fałszywe pieniądze, praktycznie nie do odróżnienia od prawdziwych. Nowoczesnych - jak dziś mówimy - "rozwiązań technologicznych" było znacznie więcej. Np. specjalny, odporny na działanie czasu czerpany papier. Przedsięwzięcie konserwatorskie sprzed prawie 150 lat musi więc budzić podziw. Najważniejsze jest jednak to że te grafiki dla współczesnych ocalono.
Dla wielu wystawa ta będzie sporym zaskoczeniem. Obrazy Rembrandta są bowiem w większości duże, malowane z rozmachem, Na niektórych można wręcz oglądać z bliska zamaszyste ruchy szerokiego, nasyconego farbą pędzla - działają nie tylko kolorem, kompozycją, nastrojem, ale i fakturą. Tymczasem grafiki autora portretów Saskii są miniaturami. Wiele z nich jest tylko trochę większa od etykiet z pudełek zapałek. Zastanawiałem się, dlaczego. Czy materiały potrzebne do ich wykonania były drogie? (Wiadomo, że genialny twórca miał prawie przez całe życie kłopoty finansowe.) Czy może Rembrandt, narzucając sobie właśnie takie rozmiary prac, robił to dla osiągnięcia zegarmistrzowskiej wręcz precyzji ręki? Za tym, że grafika była dla niego rodzajem „treningu” przemawia fakt, że do niektórych tematów wracał kilkakrotnie, za każdym razem zmieniając sposób ujęcia. Np. inaczej sytuował postacie albo poprzez zmianę pory dnia pokazywał przedstawianą scenę w innym oświetleniu. Być może traktował te swoje próby jak szkice do przyszłych, już wielkoformatowych prac malarskich. Wskazuje na to jeszcze jedna rzecz – obok grafik „skończonych”, dopracowanych w najdrobniejszych szczegółach, możemy na tej wystawie zobaczyć wykonane tylko kreską studia postaci. Rysunki sporządzone dla uchwycenia ruchu, „zanotowania jakichś charakterystycznych cech osoby lub szczegółów np. stroju. Jeżeli jednak te prace Rembrandta były tylko szkicami do planowanych obrazów, dlaczego wybrał sobie tak pracochłonną metodę ich sporządzania? Dlaczego zdecydował się na „rycie” w miedzi, zamiast po prostu rysować bezpośrednio na papierze? Myślę, że wybór techniki miał swoje uzasadnienie w tym, że artysta przeprowadzał w tych swoich pracach eksperymenty ze światłem. Grafika jest zawsze rozgrywką czerni i bieli. Ich wzajemne przenikanie tworzy mniej lub bardziej intensywne szarości, a bezpośrednie sąsiedztwo ostre kontrasty. Rembrandt komponując swoje grafiki „testuje” możliwości, jakie daje wprowadzanie do obrazka światła. Ciemne, prawie czarne wnętrze z białym prostokątnym oknem. Tyle widać na pierwszy rzut oka. Jednak kiedy przyjrzeć się temu małemu obrazkowi uważniej, można dostrzec blisko okna pozostającą w zupełnym cieniu postać. Święta rodzina ucieka przed rzezią niewiniątek. Raz scena rozgrywa się w świetle dnia, drugi raz Rembrandt przedstawia to wydarzenie w mroku nocy. To pozwala przypuszczać, że malarz wykonując swoje małe akwaforty sporządzał jakby notatki, które miały mu być przydatne w dalszej pracy. Dlatego wybrał technikę trwalszą od zwyczajnego rysunku. Wiedza nabyta przy ich wykonywaniu dała później olśniewające efekty w postaci wspaniałych obrazów, których „głównym bohaterem” jest tworzące „świat przedstawiony” światło.
Swoje grafiki Rembrandt stworzył w latach 1628-1665. Było ich około 300. Składają się na nią wizerunki matki, studia postaci wieśniaków, przedstawicieli różnych warstw społecznych (również żebraków), sceny z Nowego Testamentu, holenderskie pejzaże, sceny rodzajowe oraz portrety. Te ostatnie zasługują na szczególną uwagę. Jest w nich bowiem to, co podziwiamy na płótnach wielkiego mistrza – piękno niedoskonałości. Bo Rembrandt nie ukrywał niedostatków urody portretowanych, z tych „defektów” budował nie tylko fotograficzne podobizny, ale tworzył też ich wizerunki „psychologiczne”, choćby poprzez oddanie nastroju, emocji, temperamentu. Nie „odmładzał” również swoich modeli, wręcz przeciwnie – bardzo starannie starał się pokazać destrukcyjne działanie czasu (jego autoportrety dowodzą, że nie oszczędzał także siebie). Dzięki temu jest w jego dziele tyle prawdy o człowieku i przejmującej zadumy nad przemijaniem.
Bogdan Widera
- (26.06.1947–10.12.2020) – dziennikarz, radiowiec, satyryk, krytyk literacki. Znawca kultury śląskiej. Szczegółowy biogram: https://lubimyczytac.pl/autor/224506/bogdan-widera